23 kwietnia 2011

Lubimy czytać!



Każdy człowiek, który lubi czytać książki, niejednokrotnie zastanawiał się, ile ich już w życiu pochłonął. Nie będę ukrywać, że należę do tego grona :) Pierwszym wyraźnym bodźcem ku temu była pani ze sklepiku na terenie uczelni, która w zeszycie odnotowywała kolejne przeczytane dzieła. Kolejnym - blogi. W planach miałam i taki, na którym będą znajdować się wyłącznie recenzje.
Jakiś czas temu koleżanka zwróciła moją uwagę na specyficzny katalog internetowy. Mowa tu o LubiyCzytac.pl. Jest to całkiem przyjemny serwis, w którym, dzięki bogatemu spisowi, możemy stworzyć własną biblioteczkę.
Pierwszym udogodnieniem jest, coraz popularniejsze, powiązanie z Facebookiem. Jeśli macie konto na popularnym portalu społecznościowym, możecie pominąć proces rejestracji - dzięki temu "zainstalowanie" się na stronie zajmuje dosłownie sekundę.
Do biblioteczki dodać możecie książki, które przeczytaliście. Możecie je ocenić, a także podzielić się opinią na jej temat. Jednak przeczytane to nie wszystko. Lubimy Czytać daje Wam możliwość dodania na półkę książek, które chcielibyście przeczytać, a także tych, które czytacie w danej chwili. Aby nie ograniczać możliwości czytelnikom, na serwisie możliwe jest stworzenie również własnych, wyjątkowych półek.
Na podstawie Waszych przeczytanych lektur oraz wystawionych ocen, serwis proponuje Wam lekturę, która powinna się Wam spodobać. Niestety, ta opcja jednak jest niezbyt dopracowana (mi regularnie podsuwa fantastykę i sci-fi, których zwyczajnie nie cierpię). Mimo to warto tam zerkać - czasem systemowi uda się wygenerować coś, co może trafić w Wasz gust :)
O kolejnej możliwości w ramach tego serwisu dowiedziałam się przez przypadek. Pewna użytkowniczka zauważyła na mojej wirtualnej półce "Łabędzia i złodziei" Elizabeth Kostovej i zaproponowała... wymianę. Nie zastanawiając się długo, oddałam Kostovą za Marqueza i "Damę kameliową". Później dopiero zorientowałam się, że dla tych, którzy chcą wymienić się książkami, istnieje specjalna grupa.
Jeśli serwis przyciągnie Waszą uwagę na dłużej i chcielibyście czynnie uczestniczyć w ulepszaniu serwisu, możecie postarać się o przyjęcie do grona tzw. Bibliotekarzy. Status ten pozwala Wam na edycję opisów książek, autorów, grafiki itd. Wystarczy wysłać do redakcji maila z prośbą o przyjęcie oraz uzasadnieniem. Uwaga: staż nie jest najważniejszy, moją prośbę rozpatrzono pozytywnie zaledwie po kilku dniach od rejestracji :)
Jak wiele innych serwisów, tak i tutaj mamy możliwość stworzenia swojego grona znajomych. To dobry bodziec do poznania gustów książkowych Waszych kolegów i koleżanek, a może również do zainicjowania ciekawej książkowej wymiany :)

Serdecznie polecam!

2 kwietnia 2011

Testing: Chanel Rouge Allure Extrait de Gloss



Błyszczyk Chanel Rouge Allure Extrait to stosunkowo nowy kosmetyk na rynku drogeryjnym - jego premiera przypada na drugą połowę zeszłego roku. Allure to coś pomiędzy błyszczykiem a pomadką - jest płynny, lejący i lśniący, a jednocześnie dobrze upigmentowany. Pojawił się w następujących odcieniach:
  • 51 Insouciance
  • 52 Genie
  • 55 Confidence
  • 56 Imaginaire
  • 57 Insolence
  • 58 Emoi
  • 60 Exces
  • 61 Fatale
 Odcień, który posiadam, to 60 - Exces, głęboka, żywa, wyrazista czerwień.

Zalety
 Allure Extrait wita nas pięknym, klasycznym opakowaniem w stylu Chanel - przypomina małą, wąską buteleczkę z No. 5 :) Buteleczka jest stabilna, co dla mnie jest ważne - jest ciężkawa, więc nie mam wrażenia, że rozpadnie się przy pierwszym dotyku. Sam błyszczyk delikatnie pachnie (choć ciężko mi określić ten zapach, jest dość przyjemny) ma dobrą, gęstą konsystencję. Jak już wspominałam, jest dobrze upigmentowany, więc mocno kryje - dlatego też do stosowania nadaje się raczej jako pomadka niż zwykły błyszczyk. Unikalny kształt aplikatora sprawia, że Allure rewelacyjnie się nakłada, a ewentualne niedociągnięcia łatwo skorygować. Kolor zostaje na ustach przez długi czas. Ponadto Chanel w tej serii proponuje niesamowite kolory.

Wady
 W moim odczuciu największą wadą tego błyszczyka jest szybkie "zjadanie". Po pewnym czasie lśnienie znika, kolor zostaje, ale głównie na konturach - ze środka schodzi z każdym łykiem kawy ;) wprawdzie wystarczy jedynie drobna poprawka, jednak spodziewałam się czegoś więcej po tym kosmetyku. Kolejnym minusem, właściwie zależnym od poprzedniego, jest właśnie nierównomierne pozostawanie koloru - po czasie wygląda jak makijaż wykonany bardzo niedokładnie lub plamy na ustach - możliwe, że inaczej to wygląda przy innych kolorach, jednak przy intensywnej czerwieni wybitnie się to rzuca w oczy.

Podsumowanie
 W ogólnym rozrachunku Chanel Rouge Allure Extrait pewnie wypadłby całkiem dobrze, gdyby nie fakt, że to wciąż Chanel, a jakość produktu odbiega nieco od oczekiwań. Myślę, że za niższą cenę można otrzymać jakość może nieco gorszą, ale w gruncie rzeczy porównywalną. Moja ocena to: 4 z minusem.